Przypadek zagęszczacza odpadów

    Zagęszczacz odpadów z zakładzie recyklingowym spalił się. Pytanie brzmi: „Jak do tego doszło?”

    W jednym ze stanów na południowym zachodzie recykling, obejmujący odzysk materiałów i produktów pośrednich, stał się niemalże dziedziną sztuki i nauki. Tworzywa sztuczne i materiały nadające się do recyklingu oddziela się ręcznie celem dalszej przeróbki lub konwersji. Całość, a więc typowe odpady komunalne, rozłożona jest na setkach akrów powierzchni składowiska. Ogromne zagęszczacze śmieci z wielkimi, stalowymi kołami, nabitymi mnóstwem ciężkich guzów, kruszyły i zagęszczały odpady, używając zainstalowanych z przodu ostrzy do równomiernego rozrzucania rozdrobnionych śmieci na pola odkładcze. Pod koniec dnia zwykłe buldożery gąsienicowe rozkładały warstwy odpadów na ściółce. Rozkład ściółki, przyspieszany przez działanie bakterii i przez reakcje chemiczne, powoduje wydzielanie gazu bogatego w metan. Metan ujęty w system rur stanowił źródło energii dla parowego turbogeneratora o mocy 5 MW, który całkowicie pokrywał energetyczne zapotrzebowanie składowiska, a jednocześnie odprowadzał nadmiar wytworzonej energii do sieci.

    Scena wydarzeń

    Zaangażowano mnie do kontroli maszyny do zagęszczania, która się zapaliła i w rezultacie uległa tak znacznym zniszczeniom, że trzeba ją było zezłomować. Producent odmówił pokrycia kosztów zniszczonego zagęszczacza, wysuwając zarzut niedbalstwa i złej obsługi, które jakoby miały spowodować pożar. Wezwano mnie do tego przypadku bezpośrednio po pożarze, ale producent zniszczył i pozbył się większości części. Ale nawet w przypadku zniszczenia dowodów moje dochodzenie z prawnego punktu widzenia powinno być kontynuowane. Do kontroli udostępniono przykładowy zagęszczacz o kolejnym numerze fabrycznym.

    Dochodzenie

    Po dokonaniu przeglądu zrobiłem zdjęcia i nagrania wideo okazanego zagęszczacza i innych, wyprodukowanych przez różnych wytwórców. Posługując się rysunkami konstrukcyjnymi i zdjęciami spalonej jednostki, zrobiłem przegląd wnętrza i podzespołów udostępnionego mi egzemplarza. Zbudowany jako przegubowa ładowarka kołowa, zagęszczacz ten miał pionowe połączenia na kołki w swojej centralnej części, mieszczącej oprócz tego całą sieć węży układu hydraulicznego. Zagęszczacz był masywną konstrukcją, zbudowaną z wytrzymałych podzespołów konstrukcyjnych i napędzany był silnikiem diesla z turbodoładowaniem. W skład jego systemu przeciwpożarowego wchodziły gaśnice proszkowe z różnymi lokalizacjami dysz, a całość była uruchamiana przez czujniki temperatury i z pulpitu sterowniczego kierowcy.

    Raport szefa straży pożarnej wymieniał świadków, którzy stwierdzili, że ogień powstał we wnętrzu, a nie na zewnątrz. Siedzący wysoko i nieświadomy pożaru kierowca wyskoczył po ostrzeżeniu radiowym. Pożar rozprzestrzenił się, w wyniku czego komora silnika, kabina kierowcy i komora środkowa uległy zniszczeniom w takim stopniu, że remont był już niemożliwy. Uwzględniając fakty podane w tym raporcie, podczas oględzin pechowego egzemplarza, skupiłem się na komorze środkowej. Znalazłem tam szczątki – w okolicy drzwi do komory. Tłusta warstwa leżała w głębokich pryzmach na każdej poziomej powierzchni, wokół i pod wężami i pod dwoma drążkami tłoka cylindrów sterujących. Ludzie pracujący na składowisku powiedzieli mi, że nawet przy regularnym czyszczeniu śmieci te zawsze się tam gromadziły. Pobrałem próbki, aby później zrobić analizę chemiczną.

    Następnie przystąpiłem do poszukiwań prawdopodobnej przyczyny pożaru. Zidentyfikowałem połączenia z akumulatora 24 V z tablicą rozdzielczą w komorze silnika. Przewód o dużej średnicy przechodził prosto przez długi, wydrążony, grubościenny element ramy o przekroju prostokątnym, a następnie był wyprowadzony do komory silnika i podłączony do stycznika na silniku napędzającym pompę cyrkulacyjną układu hydraulicznego.

    Na tym przewodzie brak było rękawa ochronnego lub rurki izolacyjnej, o której była mowa w schemacie, natomiast przewód miał otarcia, na przyciętych z grubsza końcówkach rury. Widziałem i czułem wygryzioną izolację kabla w miejscu, w którym wychodził on z rury. W komorze środkowej nie było dysz gaśniczych ani czujników pożaru, które mogłyby chronić to miejsce. Zakończyłem inspekcję i pouczyłem operatorów wysypiska o konieczności zabezpieczenia tego krytycznego kabla.

    Winowajca

    Raport z badań laboratoryjnych wykazywał obecność węglowodorów typowych dla oleju napędowego i płynu hydraulicznego, które mogły się tam znaleźć prawdopodobnie z rozlanego paliwa lub z płynu hydraulicznego, wyciekającego z cylindrów sterujących. Zgodnie z wydaną przeze mnie opinią pożar zagęszczacza spowodowany był zapaleniem się łatwopalnych śmieci od iskry elektrycznej za sprawą niezabezpieczonego kabla, który uległ przetarciu o ostre krawędzie ramy, tak jak to widziałem w okazanym mi egzemplarzu. Dodatkowo, producent wiedział o tendencji do gromadzenia się łatwopalnych materiałów w komorze środkowej, ale nie zadbał o jej skuteczne zabezpieczenie. Błąd, polegający na braku czujników pożarowych umożliwił ogniowi rozprzestrzenienie się w komorze środkowej bez możliwości wykrycia i stłumienia go…

    Osiągnięto porozumienie, zanim doszło do sprawy sądowej.


    Inż. Myron J. Boyajian (ntesla@ieee.org) jest prezesem Engineering Consultants, firmy konsultingowej wykonującej analizy sądowe oraz zajmującej się projektowaniem. Informacje o prezentowanym przypadku pochodzą z jego oryginalnych akt