Projektanci świetlanej przyszłości

    …Podczas przygotowań do wprowadzania nowego urządzenia przemysłowego osobną uwagę poświęcano kwestiom ostatecznego kształtu produktu, który miał być wynikiem harmonicznego „współdziałania” efektywności i estetyki, ergonomii i niezawodności, mówiąc krótko – produkt miał pierwszorzędnie działać i tak samo wyglądać. W tym celu powoływano zespoły robocze złożone z projektantów i konstruktorów, którzy wspólnie nadawali projektowanym urządzeniom ostateczny kształt. Tak powstałe projekty konkurowały ze sobą, a właściciel firmy kupował najlepszy i przekazywał do wdrożenia. Każdemu polskiemu przedsiębiorcy, zwłaszcza z segmentu MSP, funkcjonowanie w taki sposób pozwalało na utrzymywanie wysokiej klasy swoich produktów i umacnianie bardzo dobrej opinii o wyrobach z Polski….

    Cóż, rozmarzyłem się nieco, rzeczywistość bowiem nie wygląda tak różowo. Brak koncepcji wzajemnej współpracy (pomiędzy designem zewnętrznym i inżynierskim), czasem brak chęci do współdziałania, a najczęściej zwykły brak środków na nowe projekty (na przyzwoitym poziomie) i co za tym idzie – zadowalanie się byle czym. W efekcie wiele produktów, mówiąc oględnie, nie wygląda tak, jak mogłoby wyglądać przy prawidłowo działających mechanizmach.

    Ale oto, jak się okazuje, grupa reprezentująca środowisko projektantów wzornictwa przemysłowego postanowiła zmienić tę niezbyt dobrą sytuację, o czym dowiedzieliśmy się z postulatów sformułowanych podczas specjalnie zorganizowanej dwudniowej konferencji „Wzornictwo – kultura i gospodarka”. Czyżby więc przełom, nowa jakość, nowe koncepcje współpracy międzybranżowej – aby standardem mogły stać się polskie produkty dobre i ładne (w przystępnej cenie) – czyżby jakieś odkrywcze propozycje rozwiązań systemowych? Może projektanci wystąpili z jakąś spójną inicjatywą współpracy ze środowiskami konstruktorskimi we wspólnym celu – zapyta ktoś. A może wystąpili o zmniejszenie obciążeń dla polskich przedsiębiorców, aby ci mieli fundusze na wprowadzanie nowych, dobrych jakościowo projektów – zapyta ktoś inny. Niestety, w opublikowanym komunikacie próżno by szukać takich propozycji – nie ma tam nic związanego z nadmiernymi obciążeniami przedsiębiorców, nie ma też próby wyjścia w kierunku środowisk konstruktorskich – bo trudno za taką uznać propozycje sforumułowane przez „środowisko”. Propozycje, które jasno określają kierunek, w jakim środowisko chce zmierzać.

    Aby coś wypracować, stworzyć, należy najpierw zainwestować, to oczywiste. Ale kto ma inwestować – to, jak się okazuje, już takie oczywiste nie jest. Bo, jak czytamy w postulatach „środowiska”, inwestycje owszem przewidziane są, ale to wszyscy pracujący Polacy mają inwestować w lepszą przyszłość projektantów. Tak bowiem należy rozumieć zakładane wsparcie ze strony Ministerstwa Gospodarki, Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Ministerstwa Spraw Zagranicznych, organizacji rządowych i zasilanych z budżetu przedsięwzięć krajowych i zagranicznych itd. dla całej gamy różnego rodzaju inicjatyw i ciał zrzeszających projektantów. Wszystko, ma się rozumieć, dla dobra narodowego, polskiej gospodarki, większej konkurencyjności polskich przedsiębiorstw itd. itp.

    Załóżmy, że pan Malinowski produkuje zegary i budziki, a że konkurencja na rynku spora, więc co i rusz zmuszony jest wprowadzać ulepszenia, dodatkowe funkcje, także zmiany w wyglądzie zewnętrznym. A to z kolei jest domeną pana Kowalskiego, więcej nawet: pan Kowalski chciałby podjąć się zaprojektowania nowego budzika. I co? Myliłby się ktoś, kto uważa, że to sprawa między tymi panami. Nic z tych rzeczy. To sprawa znacznie poważniejsza. To sprawa wagi państwowej, bowiem to państwo będzie płacić za projekt budzika panu Kowalskiemu. No nie tak, żeby od razu szedł on do urzędu miasta po zapłatę – nie – Kowalski dostanie pieniądze od Malinowskiego, a ten, po wypełnieniu odpowiednich formularzy dostanie refundację.

    Bzdura? – niekoniecznie. Bo oto wśród postulatów „środowiska” mamy pomysł na wspomaganie finansowe producentów stosujących wzornictwo. Na razie nie podano jeszcze dokładnie w jakiej wysokości ale już wskazano – w jednym z wystąpień – na przykład Szwecji, gdzie państwo opłaca, nawet do 100%, pracę projektantów (naturalnie aby zachęcić przedsiębiorców do korzystania z ich usług). U nas co prawda nie Szwecja ale pomysły, zwłaszcza takie atrakcyjne, zawsze można wprowadzać. Póki co w wersji „light”, żeby nikogo nie wystraszyć, ale jasno i jednoznacznie (jak czytamy w innym wystąpieniu): nie możemy dziś snuć planów o wielkiej instytucji (finansowanej z kasy publicznej) z dziesiątkami etatów. A więc dziś jeszcze nie, dziś, jak czytamy dalej, trzeba stopniowo, w miarę swoich sił… A co będzie jutro? Czy nie czasem te dziesiątki etatów? A może nawet setki – i wszystko z budżetów publicznych – to dopiero projekt!

    Otóż jeśli polskie wzornictwo będzie refundowane z publicznej kasy to konsekwencje uderzą w konsumentów – ostatecznych odbiorców produktu. Dlaczego? Ano dlatego – choćby w przypadku pomysłu wspomagania producentów stosujących polskie wzornictwo – że przedsiębiorca będzie kupował projekt, który jest polski, a nie ten, który jest lepszy, bo zwrot pieniędzy otrzyma tylko za polski. Konsument dostanie, w związku z tym, produkt często brzydszy, a przy tym sam, w pewnym stopniu, ten produkt sfinansuje, o przepraszam – zrefunduje jego zaprojektowanie.

    Oczywiście w postulatach stoi, że promowane mają być dobre projekty i dobre wzornictwo, ale to jakoś mało konkretnie brzmi. Dobre, czyli jakie i kto będzie decydował o tym, jaki projekt jest dobry?

    Czytamy, że niezbędne jest wyłonienie ze środowiska projektantów reprezentatywnej (dla całego środowiska projektantów?– dobre sobie) grupy, służącej władzom pomocą w podejmowaniu decyzji związanych ze wzornictwem… i dalej …wprowadzenie wzornictwa do ciał doradczo – opiniotwórczych (przy Ministerstwie Gospodarki…). A więc już nawet nie wszyscy projektanci, ale grupa… Nie żeby zaraz jakaś grupa trzymająca władzę, skądże, może raczej grupa chcąca trzymać… chociaż troszkę….

    A jaki to skutek ma mieć dla nas – szarych obywateli, zwykłych ludzi? O tym też pomyślano. My będziemy, jak zaznacza jedna z prelegentek konferencji, świadomymi konsumentami. Wspaniale! A tę świadomość będzie z pewnością kształtował – w myśl wiecznie, jak widać, żywej idei – nasz coraz uboższy byt.

    Ech, nie udał się ten projekt naszym projektantom. Na szczęście mamy już wiosnę. Oby zakwitła nam również talentami, dobrymi pomysłami i prywatną inicjatywą, aby za kilka lat można było napisać o naszej rzeczywistości designerskiej jak na wstępie.