„Nowy, wspaniały świat” rozwoju produktu
-- sobota, 01 wrzesień 2007
– W przeszłości, w trakcie fazy projektowej Boeing lokował dostawców i partnerów w Bellevue w stanie Waszyngton, co pozwalało zapewnić integralność projektów, ale to podejście nie sprawdziło by się w przypadku projektu na skalę globalną – stwierdza Fowler. – Chcieliśmy stworzyć zespół z najlepszych ludzi, by powstał najlepszy samolot, więc musieliśmy patrzeć globalnie. Dowiadujesz się, że nie tylko jest to kosztowne; niemożliwe jest, by wszyscy przyjechali i pracowali w jednym miejscu. To stoi w sprzeczności z założeniem, by projektanci znajdowali się blisko produkcji. Chcieliśmy czegoś, co pozwoliłoby nam pracować jako jeden zespół i mieć z sobą wirtualny kontakt.
Jak twierdzi Fowler, korzystanie z GCE i trzymanie się matrycy nie jest dla dostawców kwestią wyboru. Umowy partnerskie nakazują korzystanie ze standardowych środowisk, a Boeing regularnie dokonując aktualizacji dba, by wszyscy mieli aktualne wersje oprogramowania. Fowler przyznaje, że Boeing współpracował z partnerami, by uzyskać uzgodniony zestaw narzędzi i procesów dla programu, ale nawet mimo tego nie obeszło się bez pewnych komplikacji.
– Koncepcja partnerów współdzielących ryzyko była nowym modelem biznesowym dla Boeinga – prosili ludzi, których wcześniej traktowali jako dostawców, by weszli do programu i zainwestowali pieniądze…, a wielu z nich niechętnie decydowało się na zmiany dotychczas sprawdzających się sposobów działania – mówi Fabrice Roignot, zatrudniony przez Boeinga jako dyrektor ds. współpracy z Dassault, na co dzień pracujący nad raportem wraz z zespołem ponad 90 pracowników. Dassault w swoim wydziale badań i rozwoju także ma ludzi skupionych wyłącznie na tworzeniu ulepszeń oprogramowania według specyfikacji Boeinga – na przykład możliwości projektowania kompozytów dla programów CATIA i Delmia.