Nadwozia z tworzyw... Czy będzie dalszy ciąg historii?
-- wtorek, 01 maj 2007
Przed kilkoma tygodniami Hyundai zaprezentował studyjny prototyp nowego samochodu, który raczej nie doczeka się seryjnej produkcji. Co jeszcze łączy najnowsze dzieło konstruktorów z Korei Południowej z samochodem powstałym w siermiężnych czasach PRL? Koncepcja nadwozia, a konkretnie – materiału na nie przeznaczonego
TO BYŁ piękny prototyp. Mógł być pięknym samochodem seryjnym.
A pozostał pierwszą polską konstrukcją w tak wielkim stopniu wykorzystującą tworzywa sztuczne
Hyundai QarmaQ to na pierwszy rzut oka samochód niezwykły1. Zwracają uwagę śmiało poprowadzone linie nadwozia, eleganckie i nowoczesne, ale łatwo doszukać się w nich rozwiązań stylizacyjnych zapożyczonych z produkowanych seryjnie modeli i to niekoniecznie koreańskiego koncernu. Podobać się może przeszklenie nadwozia, z przezroczystymi płaszczyznami zachodzącymi głęboko na płaty drzwi. Innowacją, a wręcz techniczną i technologiczną rewolucją jest fakt wykonania nadwozia z ponad 90% udziałem tworzyw sztucznych – zastępujących szyby, płaty nadwozia, ale pełniących także rolę struktur nośnych czy też elementów odpowiedzialnych za bezpieczeństwo bierne. Jest to rewolucja na miarę XXI wieku.
Kałuża
1 maja 1960 roku pracownicy Działu Głównego Konstruktora Fabryki Samochodów Osobowych przedstawili studium małego samochodu sportowego opartego na elementach seryjnie wytwarzanej w tym czasie, popularnej Syreny. Prace nad tym oryginalnym i nowatorskim – zwłaszcza za żelazną kurtyną – samochodem trwały 3 lata. Najciekawszym zespołem Syreny Sport było nadwozie zaprojektowane przez inż. Cezarego Nawrota, a wykonane całkowicie z tworzyw sztucznych.
„(...) W wykonaniu Syreny Sport pomagał mi kolega, niestety straszny flejtuch. On ją tak strasznie wylepiał, że trzeba było później dużo czasu poświęcać na szlifowanie. Więc ja uparłem się, że pokażę mu, jak to powinno porządnie wyglądać. Pewnego razu kolega już poszedł, a ja zostałem do późna i wylepiłem samodzielnie klapę bagażnika. Tak się namęczyłem, żeby wszystko było idealnie, bez żadnych szwów. Zapomniałem tylko dodać utwardzacza. A żywica póki jest przylepiona, to jakoś się trzyma. Rano przychodzę i widzę, że kolega siedzi i pęka ze śmiechu. Zamiast mojej klapy zostało jedynie jeziorko żywicy”.