Hen, tam na kanale
-- wtorek, 01 kwiecień 2008
JEDNĄ Z OGROMNYCH ZALET MOJEJ PRACY na stanowisku redaktora naczelnego są te wszystkie świetne rzeczy, które przychodzi mi robić. Z racji mojej nieprzemijającej miłości do wielkich maszyn i budowli, jedną z moich najbardziej udanych wycieczek była jednodniowa wizyta na Kanale Wellandzkim, w zarówno zimny, jak i pochmurny dzień, na początku listopada 2007 r. Wiedziałem, że ta opowieść o modernizacji będzie gwoździem numeru już w momencie, kiedy Jim Lambert z Bosch Rexroth opisał mi ją podczas wrześniowego Narodowego Tygodnia Produkcji. Zajęcie się tym tematem zaowocowałoby nie tylko świetnymi zdjęciami i filmami, ale także poznaniem niezwykle dużego i skomplikowanego projektu, w którym zastosowano napęd hydrauliczny.
John Dodge,
redaktor naczelny
Design News, USA
Jeśli jest coś, czego się nauczyłem podczas mojej 18-miesięcznej pracy w Design News, to jest to stwierdzenie faktu, że inżynierowie lubią metal, moc i maszyny, nawet jeśli w pracy nie mają z nimi bezpośrednio do czynienia. Zajmowanie się takim tematem było dla mnie czymś odświeżającym, po 25 latach pisania o mniej dostrzegalnym i mniej „fizycznym” świecie elektroniki i komputerów.
Opróżnianie śluzy czy wlewanie do niej 91 milionów litrów wody w ciągu 7 -10 minut to widok, który robi wrażenie. Trzy duże zespoły śluz na Drodze Wodnej Św. Wawrzyńca niwelują wynoszącą 108-metrową różnicę wysokości między Wielkimi Jeziorami: najwyżej położonym Jeziorem Górnym (Lake Superior), a leżącym najniżej Jeziorem Ontario. Prawie cała różnica wysokości (z wyjątkiem około jednego metra) przypada na Kanał Wellandzki, łączący jeziora Erie i Ontario. Oryginalne urządzenia mechaniczne, dzięki którym śluzy działały przez 75 lat były proste, ale wymagały ciągłej konserwacji i ulegały awariom. Nowe systemy hydrauliczne są jednak prostsze i nie trzeba ich tak często konserwować.