Automatyka automyjni
-- niedziela, 01 lipiec 2007
Wyposażona w sterowniki PLC, sensory optyczne, czy też łącza Ethernetu, myjnia „Tunnel Commander” nie jest tą myjnią samochodową, którą pamiętają nasi ojcowie
TO MOŻE wyglądać jak zwykła myjnia samochodowa – przynajmniej z zewnątrz. Jednak w środku kryje zaawansowane systemy kontrolne, których zastosowanie pozwoliło na znaczne zredukowanie zużycia wody, środków czyszczących, czasu i energii
Współczesne automatyczne myjnie samochodowe nie sprawiają wrażenia, jakby potrzebowały więcej nowoczesnych rozwiązań z dziedziny automatyki przemysłowej. Kiedy twój samochód znajdzie się już w tunelu, po wyłączeniu silnika nie musisz nawet kiwnąć palcem, a i tak sam dzielnie pokona swoją drogę poprzez system maszyn myjących. Ale ludzie stojący po drugiej stronie – ci, którzy płacą rachunki za utylizację szkodliwych substancji i ponoszą koszty eksploatacji myjni – są innego zdania; dobrze wiedzą, że nie są one zautomatyzowane wystarczająco.
Tajemnicą poliszynela jest fakt, iż nie wszystkie myjnie automatyczną są tak efektywne i ekonomiczne, jak mogłyby być. I nie jest tutaj kwestią odzyskiwanie wody zużytej w procesie mycia, jej filtracja i ponowne użycie. Chodzi o niewystarczający stopień kontroli położenia samochodu w tunelu, jego pozycji w stosunku do maszyn szczotkujących, rozpylaczy, nastryskiwaczy. Maszyny uruchamiają natrysk wody i środków chemicznych na długo przed pojawieniem się samochodu w ich zasięgu i kontynuują proces w chwili, gdy samochód dawno już opuścił ich stanowisko. – Za każdym razem woda i płyny czyszczące trafiają w powietrze, a to najzwyklejsza strata pieniędzy – stwierdza Mike Gammons, dyrektor operacyjny w National Car Wash (USA).
Dochodzą do tego także koszty personelu obsługi stacji. Jak twierdzi Gammons, typowa myjnia automatyczna potrzebuje przynajmniej 6 ludzi obsługi odpowiedzialnych między innymi za napełnianie płynami odpowiednich sekcji maszyn. – Jeśli chcesz zmniejszyć koszty zatrudnienia, musisz zautomatyzować więcej procesów – mówi Gammon.